Obchodziliśmy właśnie kolejną rocznicę przyjęcia Chrześcijaństwa w Polsce.
Około 966, Mieszko zdecydował się na przyjęcie obcej wiary i obcych zasad. Zdecydował by zostawić wiarę przodków i dawne zwyczaje a przyjąć te z Zachodu Europy.
Oczekiwał w zamian zysków natury politycznej i się nie pomylił.
Oddał część własnej władzy i suwerenności Kościołowi. Dostał jednak za to ideologię centralistyczną, wzmacniającą władcę, dostał know-how od - jakby nie było - jedynej wówczas w miarę wykształconej klasy - duchowieństwa.
I - przyjmując obcą religię stawał się "swoim" dla Zachodu. Oddalał niebezpieczeństwo wojny i wymordowania narodu przez chrześcijańskie kraje.
Decyzja okazała się bardzo sensowną i brzemienną w skutkach - wspomogła powstanie polskiego państwa i przetrwanie tegoż jako narodu.
W maju 2004 roku Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, organizacji stworzonej przez Zachód Europy, zbudowanej na zasadach chrześcijańskich ale propagującej i rozwijającej wiele nowych idei, przez wielu Polaków uznawanych za obce.
Polska znowu oddała część własnej władzy i suwerenności, oczekując zysków politycznych.
Czy skutki będą równie pozytywne jak w przypadku przyjęcia Chrześcijaństwa?
Czy UE przetrwa tysiąć lat?